Ser. 1(b) Ep. 5

Już po drugiej stronie ściany. W sumie, jak to już wielokrotnie miałem okazję się przekonać, najlepsze są najprostsze sposoby - trochę odwagi, rozpęd i... Wcześniej oszacowałem możliwości, pobieżna analiza ryzyka wykazała przewagę korzyści nad ewentualnymi stratami. Podjąłem też działania zapobiegawcze, minimalizujące szkody - w tym przypadku oznaczało to, mówiąc najprościej, natarcie lewym barkiem (dlaczego lewym? chyba głównie dlatego, żeby chronić, bądź co bądź, cenny "manualny manipulator", jako że jestem od urodzenia praworęczny). W każdym razie, rezultat pozytywny - jestem w nowym otoczeniu. Szybka ocena sytuacji pozwala na stwierdzenie, że nastąpiła znacząca zmiana. Oświetlenie wróciło, wprawdzie słabe i dosyć rozproszone, ale zawsze można się rozejrzeć dookoła. Hala dość chyba obszerna - mówię "chyba", ponieważ wspomniane rozproszenie światła wynika też ze stosunkowo znacznego zamglenia. W rezultacie promień widoczności nie przekracza dwudziestu-trzydziestu metrów. Ścian (jak również sufitu) mogę się jedynie domyślać. O tym, że są przekonuje mnie specyficzny pogłos, jaki panuje w tym pomieszczeniu - w otwartej przestrzeni byłoby zupełnie inaczej. Ale poza tym cisza - poza moimi "hop, hop" oraz kilkoma klaśnięciami w dłonie nie pojawił się tutaj żaden wyraźny dźwięk. Może poza jakimś słabym wrażeniem tak jakby burczenia (to nie mi w brzuchu), o jednostajnym charakterze, może to być pracujący silnik lub inne urządzenie. To będzie dalej analizowane. Jeszcze trzeba wspomnieć o charakterystycznym posmaku w ustach - to zdecydowanie zjawisko znane jako efekt Kurzfiegla-Skribanovicia. Natężenie dyfuzji faz jest odwrotnie proporcjonalne do prędkości w chwili przenikania przez barierę - oczywiście z uwzględnieniem momentu obrotowego obu brył. Rzecz jasna, głównie z uwzględnieniem bryły ciała fizycznego mojej skromnej osoby, w końcu tuż przed "zderzeniem" musiałem zrobić wspomniany wyżej półobrót (trudno się rozpędzić, biegnąc bokiem, poza tym głupio to wygląda (chociaż, w końcu było i tak ciemno i byłem sam)). Dobra, starczy tych iteracyjnych rozważań, bo już się sam zapadam w swoich nawiasach. Trzeba dokładniej zbadać otoczenie. Aha, co jest ciekawe, ściana cały czas jest przede mną (ściślej biorąc to może teraz za mną, bo jestem po jej drugiej stronie), ale zupełnie inna. Teraz jest gładka, tworzy praktycznie płaską powierzchnię, niknąc gdzieś we wspomnianej mgle. I, co ciekawe, odbija światło w specyficzny sposób (jeśli w ogóle, ale chyba tak, bo nie jest odbierana jako czarna). Nie jest ani jak lustro, ani też matowa. Nie widać na niej cienia chociażby mojej sylwetki, kiedy stoję tuż przed nią, ale to raczej ze względu na owo rozproszone oświetlenie. Przeanalizuję, bo to jest chyba jedna z istotniejszych spraw, ten dźwięk, o którego występowaniu jestem już coraz bardziej przekonany.

Komentarze