Ser. 1(b) Ep. 42

Nic nie czuję pod stopami. Kompletnie nic. Ale to nie jest tak, żebym był zawieszony gdzieś jakoś nad ziemią, w stanie nieważkości albo unoszony przez na przykład prąd powietrza płynący z dołu. No właśnie nie. Podłoże jakieś jest pode mną, czuję jego obecność, ale tylko pośrednio, raczej intuicyjnie. Skojarzenie z zawieszeniem w powietrzu (dobrze, że jest, że mam czym oddychać, bywało - jak pamiętam, nawet całkiem niedawno - zdecydowanie gorzej) bierze się pewnie stąd, że gdzieś tak do piersi, a na pewno zdecydowanie powyżej pasa jestem spowity gęstą mgłą tak, że nie jestem w stanie zobaczyć nawet własnych nóg, nie mówiąc już o podłożu, na którym znajduję się obecnie. Ta mgła pewnie właśnie wywołuje natychmiastowe skojarzenie z zawiśnięciem gdzieś w chmurach - określenie "bujać w obłokach" nabiera w mojej sytuacji nowego, ciekawego znaczenia. Ale podłoga jednak jakaś jest, na pewno. Po pierwsze, pamiętam jak się tutaj znalazłem, na pewno nie jest możliwe, abym wzniósł się wysoko nad powierzchnię ziemi (?) w tak krótkim czasie. A po drugie... No właściwie, to na razie nie ma drugiego, bo wszystkie obserwacje, jakie mogę poczynić, sprowadzają się do oglądania własnego popiersia (i to rzutem oka w dół, bo lusterka oczywiście już nie mam, szlag trafił przy tej akcji w ogródku) i tej cholernej mgły. A swoją drogą, wygląda ciekawie, co chwilę zmienia nie tylko kolor, ale również fakturę (tak jakoś to określiłem, bo lepszej nazwy nie mogę wymyślić). Dokładnie wygląda to tak, że chwilami jest połyskująca, wyraźnie odbija światło, a czasami staje się bardziej matowa. Z tym odbijaniem światła, to jest też ciekawie, bo skąd ono pochodzi, to też dla mnie zagadka. Może i nawet może być naturalne, słoneczne (no, powiedzmy przynajmniej pochodzące od jakiejś gwiazdy o własnościach zbliżonych do naszego Słońca), ale bardzo rozproszone, dochodzi tak jakby ze wszystkich stron. Inna rzecz, że obecnie sztuczne oświetlenie też miewa bardzo różne właściwości, coraz bardziej zbliżając się swoją charakterystyką emisyjną do światła naturalnego. W ogóle, już po raz kolejny muszę sobie przypominać to zdanie, nie wiem jakimi środkami i możliwościami dysponują Oni, więc zawsze muszę zakładać, że zetknę się z czymś, dla mnie całkowicie nieznanym. Wracając do mojego obecnego położenia (a może raczej "postawienia", bo pozycję cały czas utrzymuję pionową, jak jakiś wartownik na straży honorowej) : najgorsze jest to, że nie mogę się w ogóle poruszyć. To znaczy od pasa w dół, tam właśnie, gdzie przykrywa wszystko mgła. Totalny paraliż. Nie trwa to długo, góra kwadrans, oczywiście na moje wyczucie (wiadomo, jak to ostatnio było z tymi miarami czasu - teraz już niczego nie mogę być pewien, całe ziemskie reguły chronometrii poszły się ...ć). W każdym razie trochę już zaczynam się martwić, jednak nie za bardzo, ogólnie jestem spokojny, pamiętając o poprzednich, nawet trudniejszych doświadczeniach i przywołując stale w myślach regułę sT8q. Żeby chociaż dowiedzieć się, czy faktycznie podłoże jakieś stabilne jest pode mną i wokół mnie... Mam, jest pomysł! Rękami mogę ruszać, głową też. Jakby tak coś rzucić sobie pod nogi i posłuchać, jaki będzie dźwięk. Jeśli spadnie na to domniemane podłoże, to powinienem usłyszeć coś, co pozwoli może nawet wywnioskować, na czym stoję (dosłownie i trochę w przenośni). Stuknie, zadźwięczy - wiadomo, o co chodzi. Tylko co by rzucić. Ciuchów zdejmować nie chcę, zresztą lepsze coś twardszego. Okularów nie rzucę nie dlatego, że mi szkoda (w paru już sytuacjach właśnie ich użycie w nietradycyjny sposób mi przychodziło do głowy, ale jednak je oszczędzałem), ale dlatego, że obecnie nie mam ich na sobie i (pomny reguł transformacji przy przejściach ze stref typu QR do RR) wiem, że co najmniej przez najbliższe 12 kilometrów nie będę ich potrzebować. Pomysł inny, dość naturalny, powiedziałbym nawet, że najnaturalniejszy, jaki może być, bo fizjologiczny. No, oczywiście nie to, co się w pierwszej chwili kojarzy, ponadto: patrz uwagi o chwilowym paraliżu od pasa w dół (dobrze, że na razie tam fizjologia się nie odzywa, na razie jestem spokojny). Nie, no po prostu splunę prosto sobie pod nogi - jak podłoga jakaś w miarę normalna, czy nawet chodnik, to usłyszę, gorzej jak trawnik, czy coś podobnego, ale to się potem będziemy martwić. Zbieram się w sobie...

Komentarze